Wygląda na to, że – przynajmniej w tym sezonie – najbardziej niecierpliwi działacze piłkarscy mieszkają w Łodzi. Pięć tygodni temu Janusza Niedźwiedzia pogonili z gawry – pardon: z szatni… - działacze Widzewa. Teraz gorycz spowodowaną kiepskim dorobkiem punktowym i pozycją „czerwonej latarni” tabeli włodarze ŁKS-u przekuli w decyzję o rozstaniu z Moskalem.
Głośno było zresztą o ich poszukiwaniach jego następcy jeszcze przed weekendem. Podopieczni w ów weekend mu nie pomogli: przegrali 0:3 z Radomiakiem, niejako przypieczętowując jego los. Potem na 72 godziny rozjechali się do domów, w środę wyszli jeszcze na trening przez niego prowadzony, a potem dowiedzieli się, że czwartkowe zajęcia poprowadzi już kto inny. Kto? Najwięcej szans – przynajmniej w medialnych spekulacjach – daje się dziś Piotrowi Stokowcowi.
Kazimierz Moskal w ciągu pięciu ostatnich lat dwukrotnie wszedł do tej samej rzeki. Dwukrotnie – w sezonie 2018/19 oraz 2022/23 – łódź o nazwie „ŁKS”, dryfującą po wodach pierwszoligowych – wprowadził do elitarnej przystani zwanej „ekstraklasą”. I dwukrotnie nie dano mu szansy dokończenia roboty w tejże elicie. Poprzednio zwolniono go na jedenaście kolejek przed końcem sezonu 2019/20, obecnie – po jedenastej kolejce…
„Nadszedł czas rozstania, więc bardzo dziękujemy Kazimierzowi Moskalowi za jego zaangażowanie i wiele radości, których dostarczyły nam, zwłaszcza w poprzednim zwieńczonym awansem sezonie, spotkania z udziałem „Rycerzy Wiosny”, życząc przy tej okazji powodzenia w dalszej karierze trenerskiej” – czytamy w oficjalnym komunikacie klubowym.
Moskal – czterokrotny (po dwa razy z Lechem i Wisłą Kraków) mistrz Polski w roli piłkarza – ma bogatą kartę trenerską. Prócz ŁKS-u (jako się rzekło – dwa awanse do ekstraklasy) prowadził również „Białą gwiazdę”, a także Termalicę Nieciecza, GKS Katowice, Pogoń Szczecin, Sandecję Nowy Sącz i sosnowieckie Zagłębie.