„Super Express”: - Czujesz się jak nowonarodzony?
Jakub Wolny: - Raczej powiedziałbym, że efekty dają ciężka praca i wytrwałość. Cierpliwość to nieodłączna cecha sportowców.
- A jednak mogłeś ją stracić: przedtem kontuzje, ostatnio lokaty poza ścisłą czołówką…
- Nigdy nie wątpiłem w swoją przyszłość. Nie uważam się też za pechowca. Ostatnią kontuzję miałem w roku 2015 albo 2016. A nadzieję dała mi końcowka minionej zimy (lokaty 10. i 14. w PŚ w lotach w Planicy – red.).
- Co dla ciebie znaczy pierwsze wielkie zwycięstwo?
- Bardzo fajne przeżycie. Długo będę je pamiętać. Upewniło mnie, że to, co robię, idzie w dobrym kierunku. Dobrze współpracuje mi się z trenerem Maciejem Maciusiakiem. Ostatnio trenuję głównie pod jego kierunkiem.
- Jaka jest przyczyna tego, że wyskoczyła tak znakomita forma?
- Może to sprawa nauczenia się siebie samego? Nauczyłem się, jak podchodzić do treningów i zawodów, unikać tego, co rozprasza. To sprawa bardzo indywidualna, każdy musi znaleźć własną drogę do tego. Staram się nie myśleć za wiele o skokach, a jednocześnie koncentrować się na konkretnych skokach (śmiech).
- Co udało się już osiągnąć w powietrzu?
- Pracujemy nad tym, żeby narty w locie ułożone były bardziej płasko i delikatnie węziej. Czuję, że skoki wychodzą na wysokim poziomie. I to większość z nich, a nie „w kratkę”.
- Już za pół roku mają się odbyć zimowe igrzyska olimpijskie…
- Bardzo bym chciał w nich wystartować, chociaż jeszcze o tym nie myślę. Oglądałem teraz trochę igrzyska w Tokio i fajnie było patrzeć, jak skoncentrowani i zmotywowani byli występujący tam zawodnicy.