- Mistrz olimpijski w chodzie sportowym, Dawid Tomala, szczerze opowiada o walce z depresją po największym sukcesie.
- Sportowiec zdradza, że powodem kryzysu było odebranie jego koronnej konkurencji i niemożność wyjazdu na Igrzyska do Paryża.
- Iskrą do powrotu była zmiana dystansu na maraton oraz odsunięcie się od rutyny, a kluczową rolę odegrała pomoc psychologa.
- Jakie są plany Tomali na przyszłość i co łączy go z Robertem Lewandowskim? Przeczytaj całą rozmowę!
Super Express”: - Zdobyłeś złoty medal olimpijski w Tokio. Czy często wracasz wspomnieniami do tamtego momentu?
Dawid Tomala: - Wracam, choć dosyć rzadko. Co ciekawe, częściej wracam myślami nie do samego momentu zwycięstwa, ale do okresu przygotowań. Chciałbym znowu osiągnąć sukces, wrócić na szczyt i mam nadzieję, że to się uda. Dlatego analizuję elementy treningu, a nie sam sukces.
Przeczytaj także: Obóz sportowy #JULIMPIC: Ćwicz z Dawidem Tomalą i Kasią Dziurską. "Podzielimy się metodami treningowymi"
- Już wkrótce, w dniach 3-5 października w Julinek Park, odbędzie się wydarzenie #JULIMPIC, skierowane do pań. Będzie to świetna okazja, żeby z tobą potrenować. Czego mogą spodziewać się uczestniczki?
- Cieszę się, że będę miał okazję uczestniczyć w tym obozie. Będę mógł opowiedzieć o swojej drodze do sukcesu, podzielić się metodami treningowymi i tym, na co warto zwrócić uwagę. Bardzo często pracując z amatorami widzę, że dochodzą do ściany i nie mogą przeskoczyć jakiejś przeszkody. Myślę, że ja miałem na swojej drodze tyle błędów, że mogę pomóc innym ich nie popełniać. Każdy sportowiec, który osiągnął mistrzostwo, jest autorytetem, więc czuję, że mój przekaz będzie mocniejszy. Chcę się podzielić tym, w jaki sposób inni mogą odnosić swoje mniejsze bądź większe sukcesy.
- W planie wydarzenia widzę, że poprowadzisz trening opisywany jako "nowoczesna metoda treningowa" połączony z modelowaniem sylwetki. Co to dokładnie oznacza?
- Chciałbym pokazać, jak wygląda chód sportowy. Co ciekawe, prowadziłem już takie szkolenia dla pań i okazało się, że bardzo je zainteresowała ta technika, nawet pod kątem tego, jak na co dzień można poruszać się szybciej. Jeśli chodzi o nowoczesne metody, chcę opowiedzieć, jak prawidłowo wykorzystywać nowe technologie, na przykład obuwie z włóknem węglowym, które pozwala nam niemal latać. Trzeba jednak wiedzieć, jak to robić, by nie zrobić sobie krzywdy. Jeśli chodzi o modelowanie sylwetki, to częścią treningu, czy to biegowego, czy chodu, jest również trening siłowy. Chciałbym pokazać paniom, jak mogą zadbać o swoje ciało. Filarem jest nasz korpus – jeśli jest wzmocniony, łatwiej nam funkcjonować, nie tylko w sporcie. Chorobą cywilizacyjną jest ból pleców, bo dużo siedzimy, więc pokażę, jak wzmocnić organizm, by po prostu żyło nam się lepiej.
Mistrz olimpijski leczył się na depresję. "Kompletnie odrzuciłem sport"
- Minęło sporo czasu od twojego złotego medalu. Po drodze nie udało ci się pojechać na Igrzyska do Paryża, a w twoim życiu pojawiło się słowo "depresja". Widziałem wywiad, w którym mówiłeś, że najczęściej zadawano ci pytanie: "dlaczego jesteś taki smutny?". Dalej jesteś smutny?
- Nie, jestem bardzo szczęśliwy. Naprawdę. Był taki moment, taka gorycz po zdobyciu mistrzostwa. Jesteś mistrzem olimpijskim i nagle z dnia na dzień nie startujesz już na swoim dystansie, bo nie ma twojej konkurencji. Musisz odnaleźć się w nowym świecie. Nie udało mi się to tak, jakbym chciał. Do tego doszły kontuzje i inne sytuacje życiowe. Decyzja o tym, że nie pojadę do Paryża, to był dla mnie bardzo duży cios i musiałem to przetrawić. Cieszę się tym bardziej, że teraz mogę wrócić i znowu zajarać się tym, co cieszyło mnie przez całe życie.
- Czy w twoim przypadku można mówić o zdiagnozowanej depresji? Jak to się u ciebie objawiało?
- Objawiało się to kompletną niechęcią do uprawiania sportu. Totalnym odrzuceniem. Szukałem ucieczki od chodu sportowego, zacząłem więcej biegać, jeździć na rowerze, pływać. Potrzebowałem odskoczni od tego, co robiłem przez 20 lat. Słowo depresja, musimy go użyć, bo ja miałem taki czas, przez który faktycznie musiałem się leczyć na depresję. Ciężko mi było zrozumieć mój stan. Dopiero kiedy porozmawiałem z psychologiem, wspólnie zrozumieliśmy, gdzie leży problem i jak sobie z nim poradzić. Cieszę się, że mam to za sobą.
- Depresja w sporcie to wciąż temat tabu?
- Zdecydowanie tak, ze względu na to, jak postrzegają nas inni – jako herosów bez słabości. A jesteśmy zwykłymi ludźmi. Stres, który niesiemy na barkach, jest ogromny. Wyobraź sobie, że poświęcasz całe życie, jesteś super przygotowany, jedziesz na zawody i ci nie wychodzi. A nie masz na to pieniędzy. Musisz zaczynać od nowa. To bardzo stresujące.
Zobacz też: Wyjątkowy obóz dla kobiet w Julinku. Poprowadzą go mistrzowie sportu. Znamy szczegóły
- Mówiłeś kiedyś, że szukasz iskierki, która na nowo rozpali w tobie miłość do sportu. Co nią było?
- Myślę, że tą iskrą było odsunięcie się od mojej konkurencji i zrobienie rzeczy, na które wcześniej nie miałem czasu. Pojechać na wakacje, spotkać się ze znajomymi, wyjść z tej ciężkiej sportowej rutyny. Potrzebowałem wrócenia do normalności. Ale chyba największą iskrą było to, że wrócił dystans dłuższy, dla mnie bardziej pociągający – maraton.
- W tym trudnym czasie odsunąłeś się od ludzi?
- Tak, zatraciłem kontakt z wszystkimi. Byłem sam ze sobą i z tymi naprawdę najbliższymi. Nie miałem ochoty wychodzić, spotykać się. Rola psychologa była kluczowa, żeby zrozumieć, co chcę dalej robić – czy zawiesić buty na kołku, czy podjąć rękawicę. Zdecydowałem się powalczyć.
"Oszukać sędziego? To niewykonalne". Kulisy chodu sportowego
- Dla laika w chodzie sportowym ciekawe są dyskwalifikacje za podbieganie. Jak wielu jest oszustów, którzy próbują podbiec, gdy sędzia nie patrzy?
- Trudne pytanie. Myślę, że oszukać sędziego na docelowej imprezie jest niewykonalne. Zawsze pokonujemy dystans na pętli, a sędziowie są rozstawieni mniej więcej co 100 metrów i cały czas nas widzą. To podbieganie wynika bardziej z ogromnych prędkości, które osiągamy. Fizjologicznie w pewnym momencie, przy ogromnej kadencji i długości kroku, może pojawić się moment, gdy obie nogi są oderwane od podłoża. To nie jest celowe, to wynika z prędkości.
- Ty zostałeś zdyskwalifikowany raz w karierze. Za co?
- Za brak wyprostu w stawie kolanowym. To druga kluczowa zasada. Miałem wtedy problem z bólem w kolanie i podświadomie chciałem je odciążyć. Dostałem ostrzeżenia od wszystkich sędziów już na pierwszej pętli. Było mi przykro, że pół roku pracy poszło na marne przez ból, ale bardziej się z tego śmiałem. Wiedziałem, że muszę przerwać sezon i zadbać o nogę.
- Dystans 50 km, na którym zdobyłeś złoto, to walka z samym sobą. Trzeba być perfekcyjnie przygotowanym, również pod kątem nawodnienia. Jak to wyglądało u ciebie?
- Na 50 kilometrów miałem przygotowanych około 50 półlitrowych butelek. Nie były w pełni napełnione – w niektórych była woda, w innych izotonik czy żele. Oprócz tego miałem coś, co uszyła mi mama – specjalne woreczki na szyję, które były napełniane lodem, żeby się chłodzić. Najprostsze sposoby są najlepsze. Co dwa kilometry wymieniałem je, dostawałem od trenera.
- A zdarza się, że zawodnicy złośliwie wybijają sobie butelki?
- Słyszałem o takich zawodnikach, którzy potrafią się nie fair zachowywać, na przykład zrzucać wszystkie butelki ze stolika. Za to powinna być dyskwalifikacja. Na szczęście my, chodziarze, mamy ten plus, że nawet jak nie weźmiesz wody, to za około dziewięć minut masz kolejną szansę. W maratonie przerwy między punktami są znacznie dłuższe.
Powrót do sportu i motoryzacyjna pasja
- Mówiłeś, że nie stawiasz na siebie presji, wolisz wychodzić z pozycji underdoga. Przed startem w Tokio myślałeś, że idziesz po złoto?
- Nie, absolutnie nie. Stawiam sobie cel, który jest w moim odczuciu realny, a wszystko, co będzie lepsze, sprawi mi przyjemność. Ta presja mi nie pomaga. Wolę się miło zaskoczyć. Kiedy uwierzyłem, że to możliwe? Myślę, że dopiero na ostatniej pętli. Czułem się super od początku, cieszyłem się samym faktem, że idę obok mistrza świata i rekordzisty. Po 30. kilometrze postanowiłem się urwać i już nie oglądać za siebie.
- Od wielkich sukcesów sportowcom czasem odbija. Jak było z tobą?
- Głowa buzowała, było tego za dużo. Nie byłem na to przygotowany. Myślę, że związki sportowe powinny przygotowywać zawodników również na sukces. Zrobiłbym wiele z tych rzeczy, które zrobiłem, ale w pewnym momencie zamknąłbym ten etap, wyjechał na wakacje i naładował baterie. Tego było u mnie za mało i zapłaciłem za to w kolejnym sezonie.
- Zanim przyszły medale, pracowałeś m.in. na budowie. Co tam robiłeś?
- To była firma, która zajmowała się bardzo specjalistycznymi i ciężkimi metalami, np. wbijaniem larsenów do ziemi, żeby wzmocnić grunt przy budowie drogi czy rzeki. To była praca, gdzie każdego dnia naprawdę jeden błąd i nie żyjesz, albo tracisz rękę czy nogę. Pracowałem tam kilka miesięcy, żeby zarobić na obóz, a jednocześnie mogłem sobie zrobić krzywdę, która zakończyłaby moją karierę. Ta praca zbudowała mój charakter i pomogła mi w przygotowaniach do igrzysk.
- Akcja charytatywna z twoim medalem, który kupił, a potem oddał ci Robert Lewandowski, odbiła się szerokim echem. Zakolegowaliście się?
- Robert jest super człowiekiem, naprawdę normalnym facetem w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. Złapaliśmy wspólny vibe, choć oczywiście każdy z nas ma swoją pracę i nasze drogi trochę się rozeszły. Bardzo go pozdrawiam i dziękuję, że mogliśmy zrobić taką akcję.
- Masz marzenia sportowe i życiowe?
- Sportowe to na pewno powalczyć na mistrzostwach Europy i świata, bo nie mam medali z tych imprez seniorskich. Prywatnie? Bardzo dużo motoryzacyjnych. Wymarzony samochód to Koenigsegg Jesko. Ale zacząłem też czerpać ogromną przyjemność ze zwykłych rzeczy: spokój, radość ze słońca. Absolutnie przyziemne sprawy.
#JULIMPIC to więcej niż sport. Co w programie?
Obóz #JULIMPIC odbędzie się w dniach 3-5 października w malowniczym otoczeniu Julinka, zaledwie 30 km od Warszawy. Organizatorzy podkreślają, że wydarzenie to znacznie więcej niż tylko treningi. W planie przewidziano zajęcia modelujące sylwetkę, treningi rozluźniające oraz poranne spacery z kijkami po Puszczy Kampinoskiej.
Uczestniczki wezmą także udział w warsztatach kulinarnych prowadzonych przez szefa kuchni Łukasza Guzińskiego, a wieczorem Dawid Tomala opowie o swojej drodze do olimpijskiego złota. Bazą obozu będzie kameralny hotel B&B Julinek. Ze względu na charakter wydarzenia, liczba miejsc jest ściśle ograniczona.
Nie czekaj – zarezerwuj swoje miejsce i bądź częścią pierwszej edycji #JULIMPIC!
Mail: [email protected] lub [email protected]
Tek. 22 611 61 16
www.bbjulinek.pl
Adres: B&B Julinek, Julinek 1, 05-084 Leszno k. Warszawy
