Legendarny piłkarz i trener Śląska o szansach na utrzymanie. „Mało w tym zespole piłkarskiej złości” [ROZMOWA SE]

2023-05-04 19:58

Co najmniej trzy zwycięskie boje o życie stoczyć muszą gracze wrocławscy w końcówce sezonu: to warunek konieczny, by zachować szanse przedłużenia ekstraklasowego bytu. Tadeusz Pawłowski (70 l.), legenda klubu z Oporowskiej, nadziei na happy end nie traci. Ale… - Tej drużynie potrzeba lidera! - mówi w rozmowie z „Super Expressem”.

Tadeusz Pawłowski

i

Autor: Cyfrasport Tadeusz Pawłowski

„Super Express”: - Śląsk bliski spadku z ligi. Trudno to sobie panu wyobrazić?

Tadeusz Pawłowski: - Urodziłem się przy ul. Kruczej, czyli niejako „na tyłach” Oporowskiego. Pamiętam czasy trenera Kruka, Giergiela, Czarneckiego. Pamiętam marzenia wrocławian o ekstraklasie. Kibicowaliśmy gorąco z ojcem, z chłopakami z mojej ulicy, tym marzeniom. Byliśmy na meczu ze Startem Łódź, w którym Zygfryd Blaut strzelił gola i te marzenia się spełniły: Wrocław znalazł się w elicie. Duże miasto, zawsze ze znakomitą frekwencją przy Oporowskiej. Tak dużo ludzi chodziło na mecze Śląska, że już za moich czasów w zespole musieliśmy się przenosić na Stadion Olimpijski! Pewnie nikt nigdy nie zapomni meczu z Pogonią, na który – wedle nieoficjalnych szacunków – przyszło 60 tysięcy ludzi! Ale też pamiętam spadki z ligi, i lata chude, nawet trzecioligowe. Nagle zabrakło w Śląsku wszystkiego…

- Tak, u progu XXI wieku. Ale potem była odbudowa!

- I mistrzostwo Polski! Miał wtedy Śląsk kadrę tak szeroką, że mógł wystawić dwie równorzędne jedenastki. Wydawało się, że pozycja klubu w elicie jest ugruntowana na lata, a i ja – prowadząc dwukrotnie zespół z trenerskiej ławki – miałem w tym swój udział. Dziś – jako doświadczony człowiek, piłkarz, trener - jestem spokojny o Śląsk, bo mój płacz czy rozdzieranie szat niczego nie zmieni. Szanse na utrzymanie są, należy wygrać co najmniej trzy mecze, które są do wygrania: z Jagiellonią, Wisłą Płock i Miedzią. Trzeba – co słusznie zauważył trener Jacek Magiera – walczyć do ostatniej chwili, nawet kiedy będzie już tylko jeden procent szans. Wszystko jeszcze w nogach zawodników, ale… trzeba po prostu lepiej grać.

- Śląsk „nie dojeżdża” na mecze?

- Śląsk nie ma swojego stylu, nie ma płynności akcji. Z Górnikiem, z Wartą, z Radomiakiem nie wypracowywaliśmy sytuacji bramkowych. To po pierwsze. Po drugie – traciliśmy fatalne, koszmarne gole. Bierne przyglądanie się akcjom rywali, cofanie się pod ich naporem, bez próby powstrzymania go… Tego kompletnie nie rozumiem. Przecież ten sam zespół trzykrotnie – licząc Puchar Polski – wygrał w tym sezonie z Lechem, zwyciężył u siebie Pogoń. A dziś wygląda to blado. Mógłbym powiedzieć, że trzeba się modlić, ale… Bóg pomaga lepszym. Najpierw więc trzeba wziąć inicjatywę w swoje ręce. Mam jednak nadzieję, że w Białymstoku Śląsk zdoła się wspiąć na szczyty swych możliwości, wygra i sprawi, że w paru innych klubach zacznie się nerwówka.

- Zmiana na trenerskiej ławce była potrzebna?

- Trener musi mieć wsparcie zarządu. Zespół zachowuje się inaczej, kiedy wie, że szkoleniowiec go ma, a inaczej, kiedy czuje, że to wsparcie traci. A doskonale to wyczuwa, jeśli przez dwa-trzy tygodnie czyta w prasie czy w internecie – nawet bez oficjalnych oświadczeń działaczy – że „zmiana na ławce jest niezbędna”. I wtedy piłkarz gra, żeby grać, a nie umierać za klub. Zawodnicy mają kontrakty, które trzeba im wypłacić, a potem pójdą dalej.

- Myśli pan, że w Śląsku mamy do czynienia z taką właśnie sytuacją?

- Mam nadzieję, że nie. Wierzę, że jeszcze chcą walczyć. Ale mało w tym zespole widzę piłkarskiej złości. Zespoły piłkarsko słabsze od Śląska ciułają punkty boiskowym zaangażowaniem. Grając „o życie”, czasem trzeba zaryzykować żółtą kartkę, nawet sponiewierać rywala na boisku, by poderwać kolegów. Do tego jednak potrzeba prawdziwego lidera w drużynie. Rozumiem przesłanki, którymi kierował się ostatnio trener Magiera, czyniąc Konrada Poprawę – „bo jest z Wrocławia” – kapitanem drużyny. Ale lidera kreuje boisko, a nie trenerska decyzja. Wiem, bo sam taką rolę przez lata pełniłem w Śląsku, podrywając kolegów czy golem, czy indywidualną akcją, czy dwoma-trzema mocnymi słowami w trakcie meczu.

- Pan widzi w Śląsku kandydata na tego lidera, który mógłby w czterech ostatnich kolejkach obudzić kolegów?

- Dobrze by było, by kimś takim okazał się zawodnik z Polski. W ostatnim czasie jedynym, do którego nie można mieć zastrzeżeń, jest Rafał Leszczyński. Ale bramkarzowi ciężko jest porwać zespół w trakcie meczu. Może Łukasz Bejger? Podoba mi się na boisku. Mam wrażenie, że ma zalążki charakteru – może dzięki paru sezonom spędzonym w Anglii? Bo tam nie ma czasu i miejsca dla mięczaków. Potrafi zagrać piłkę do przodu, przyostrzyć w obronie. Ale nie wiem, jaka tak naprawdę jest jego pozycja w drużynie, w szatni…

- No to reasumując: uda się uratować Śląsk przed spadkiem?

- Nie wiem. Spoglądam na Śląsk z Austrii, z odległości 900 km, więc nie wiem, co się naprawdę dzieje w szatni. Nie chcę krakać, ale wygląda to źle. A liga bez Śląska byłaby smutna....

Sonda
Czy Śląsk utrzyma się w ekstraklasie?
PKO Ekstraklasa Raport 1.05
Listen on Spreaker.