Podolski dał swym kolegom sygnał do ofensywy w niedzielnym spotkaniu, wygranym 2:0. To on „wydzióbał” piłkę spod nóg Petera Schwarza, stwarzając Piotrowi Krawczykowi szansę na gola, wykorzystaną przez napastnika Górnika. Nic dziwnego, że Poldi tym razem chętnie podzielił się swymi wrażeniami nie tylko z 90 minut na murawie, ale i ogólnej sytuacji w zabrzańskiej drużynie.
„Super Express”: - Górnik wygrał ze Śląskiem, jest oddech ulgi?
Lukas Podolski: - Jak się wygrywa mecz, to zawsze jest dobra atmosfera. Wygrana buduje się pewność siebie. Ale nie wolno szaleć; raczej spokojnie dalej zbierać punkty, bo 35 punktów jeszcze nam niczego nie gwarantuje. Ważne, że wygrywamy z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie. Ale w pełni będziemy się cieszyć, gdy będzie pewność, że tych punktów jest wystarczająco, by na dół tabeli nie wrócić.
- Co sprawiło, że wygraliście dwa ostatnie spotkania, grając dużo lepiej niż we wcześniejszych tygodniach?
- Przedtem też graliśmy dobre mecze. Ale kiedy jest się w dole tabeli, ważne jest szczęście. O takie na przykład, że w Lubinie gospodarze nie wykorzystali karnego w meczu z nami. No i ważne są punkty, zbieranie punktów.
- Ile ich trzeba będzie mieć, żeby się utrzymać w ekstraklasie?
- Nie wiem, nie jestem matematykiem, żeby to policzyć. 35 punktów na pewno nie wystarczy, żeby się utrzymać. Widać dokładnie, jak szalona jest polska liga. Ci, którzy po pierwszej rundzie byli wysoko i być może myśleli o pucharach, teraz – jak Widzew – mają nad nami tylko cztery punkty przewagi.
- Władze Górnika – prezes Matysek, dyrektor Milik – powtarzają, że wystarczy 5 minut, by Lukas Podolski podjął decyzję o przedłużeniu kontraktu. Teraz, po dwóch zwycięstwach, łatwiej panu o taką decyzję?
- Tu nie chodzi tylko o punkty i sytuację w tabeli. Ja jestem człowiekiem Górnika, nawet gdy Górnik będzie grać w czwartej czy piątej lidze. Chodzi o inne rzeczy, które muszą się poukładać. Mam czas, nie muszę podejmować decyzji na wariata. Jak już będzie pewne, że nie wrócimy na pozycję spadkową, można jeszcze raz usiąść i rozmawiać. Na razie najważniejsza jest walka, zbieranie punktów.
- A propos punktów: sporo ich pan już nazbierał w tym sezonie, licząc bramki i asysty. Czternaście – pięć goli i dziewięć asyst - to poprawienie osiągnięcia z ubiegłego sezonu. Satysfakcjonują pana te liczby?
- Dawno już nie miałem tylu asyst w jednym sezonie. Nie o indywidualne osiągnięcia jednak chodzi. Patrzmy na duet Hiszpanów – gdzie oni grają? Zagłębie? Białystok?
- Myśli pan o Marcu Gualu i Jesusie Imazie z Jagiellonii?
- No tak. Mają po trzynaście bramek i co? Dalej walczą o spadek. Zawsze powtarzam: nie chodzi o to, by jakiś zawodnik „odpalił”, zrobił liczby. Ważna jest drużyna, która ma się tak ustabilizować, żeby grać razem o coś. A nie o to, że się jeden Lukas Podolski pokaże na stare lata i gdzieś jeszcze pójdzie, bo ktoś zobaczy te liczby i zadzwoni… Choć nie ukrywam, że na te stare lata liczby znów są (śmiech). Ale – jak zawsze powtarzam – chodzi mi o Górnika Zabrze, a nie o Lukasa Podolskiego.
- Mówi pan „stare lata”… Miał pan ostatnio trochę kłopotów mięśniowych. Co z nimi?
- Miałem, to prawda, i mam dalej. Fizjoterapeuci pracowali nad tym urazem całymi dniami, również w dni wolne. Dobrze mieć takich ludzi w klubie, którzy pracują dla niego nie tylko od 9 do 16… Dzięki temu mogłem stanąć na boisku w niedzielę. Czułem się dobrze, kondycja była. Choć teraz – po czwartej żółtej kartce – chwilę odpocznę i potem… atakujemy dalej.