U wybrzeży Dżuddy na Morzu Czerwonym warszawski motorowodniak uzyskał piąty czas kwalifikacji. Następnie w wyścigu sprinterskim finiszował trzeci. Znakomitą szarżą w wyścigu Grand Prix przesunął się w połowie dystansu z szóstej lokaty na trzecią i nie oddał jej do samej mety. W klasyfikacji generalnej awansował z 15. pozycji na dziewiątą.
- Nareszcie nie było awarii, bo mój zespół stał się niezależny od dostaw sprzętu. Sami wytwarzamy nawet okablowanie elektroniki - wyjawił Marszałek. - A jestem na takim etapie, że przy optymalnym sprzęcie mogę walczyć o podium, nawet o zwycięstwo. Już mój nieżyjący tata powiedział za życia, że potrafię jechać na granicy możliwości. Dzięki sponsorom z Orlenem na czele nie odstaję od najlepszych.
Wsiadając do łodzi Bartłomiej przesyła buziaczka córeczce. Nie odrywa się mentalnie od spraw rodziny.
- Martwię się o Malwinkę, o to, czy będzie chodzić, czy będzie mówić. Chciałbym, żeby usłyszeć kiedyś słowo „tata”, ale na razie kontakt z nią jest tylko w spojrzeniach i gestach - nie ukrywa. - Wartością leczenia jest to, że nie ma regresu.
Publiczna zbiórka na leczenie Malwinki pozwala jej ojcu na cyklicznie wypady do Houston w USA po specjalny syrop, który zatrzymuje rozwój choroby. Kolejna podróż czeka go za 10 dni, tuż przed ostatnim etapem F1 H2O, w Szardży.
- Czuję, że jestem mniej radosny niż dawniej. Nie mogę po sukcesie sportowym powiedzieć „życie jest piękne”. Ale muszę wraz z żoną i mamą zrobić wszystko, by uratować córkę.
Nadzieję na pokonanie choroby daje tylko nowatorska terapia genowa, dostępna jedynie w USA i bardzo droga. Szacuje się ją na 2,5 - 3 milionów dolarów.
i
link do zbiórki: www.siepomaga.pl/malwina-marszalek