„Super Express”: - W warcaby gra się na 100 polach i na 64. Który z wariantów jest najważniejszy?
Jacek Pawlicki (61 l.): - Zdecydowanie ten stupolowy. On jest najbardziej strategiczny. Porównać go z tamtym można jak kuchnię francuską do hamburgera.
- W ilu krajach gra się w warcaby?
- Na pięciu kontynentach, bez Australii. Gra jest bardzo popularna w Holandii, gdzie istnieje jedyna na świecie liga zawodowa oraz we frankofońskiej Afryce. W Polsce mamy od dwóch do trzech tysięcy zawodników z licencją oraz 80 klubów.
- Czy gra w warcaby to na pewno sport?
- Jak najbardziej, bo zawiera rywalizację dwóch osób. Przecież dyscyplinami sportu są takie, które nie kojarzą się z ruchem, choćby strzelectwo. Wraz z szachami, brydżem i azjatycką grą go założyliśmy federację sportów umysłowych IMSA. W Polsce jednak warcaby nie są jeszcze oficjalnie uznawane za sport i nasz związek nie dostaje ani grosza dotacji z budżetu państwa.
- Przy szachistach możecie się czuć ubogimi krewnymi…
- Tylko w sensie finansowym, bo tutaj daleko nam do nich. Na świecie z gry w warcaby utrzymuje się zapewne sto do dwustu osób. Nasza eks-mistrzyni świata Natalia Sadowska pracuje na co dzień w korporacji. Natomiast na forum międzynarodowym nie ma tematu wyższości którejś z tych gier nad drugą. Nasza nie jest gorsza. Ja sam znając dobrze obie byłbym w stanie rozegrać z pamięci partię szachową, a warcabową na stu polach już nie.