Bohaterem gospodarzy był Daniel Szczepan. 28-letni napastnik bardzo pewnie wykonał dwie „jedenastki”, podyktowane przez Pawła Raczkowskiego. Ta druga była wynikiem jego powietrznego pojedynku z bramkarzem gości. Przez kilkanaście sekund konsekwencje tego zderzenia były dość dramatyczne dla chorzowianina, o czym sam opowiedział „Super Expressowi”.
Zupełnie inne spojrzenie na całą sytuację – co zrozumiałe – miał Rafał Leszczyński. - Z mojej perspektywy wyglądało to tak: ja trafiam piłkę, napastnik idzie do końca, wpada we mnie, a sędzia gwiżdże karnego – mówił nam golkiper Śląska. Ale to on został uznany za faulującego. Arbiter nie tylko podyktował „jedenastkę”, ale i ukarał Leszczyńskiego żółtą kartką. Czy słusznie? - Niech ocenią to eksperci… - powiedział nasz rozmówca.
Przy okazji Leszczyński postawił jednak pytanie. Jakie? - Czy gdyby on był pierwszy przy piłce, strzelił gola, a przy okazji mnie „zabrał”, sędzia gwizdnąłby faul dla nas? Czy może jednak by uznano gola i powiedziano: „złe, spóźnione wyjście bramkarza”?
Opinie w tej sprawie są oczywiście mocno podzielone, a linia tego podziału w mediach społecznościowych przebiega oczywiście dokładnie między kibicami Śląska i Ruchu. Sam Leszczyński natomiast nie potrafił jasno ocenić, czy remis na Stadionie Śląskim to dla jego drużyny punkt zdobyty, czy dwa stracone.
- Może i strata, a może zysk… - zastanawiał się głośno. - Mogliśmy wygrać, skoro prowadziliśmy 2:1. Duża szkoda, ale trzeba docenić atmosferę na trybunach; to ibice bez wątpienia ponieśli zespół Ruchu. Pewnie okoliczności tego remisu były kontrowersyjne, ale trzeba docenić i to, że seria naszych meczów bez porażki została przedłużona do dziesięciu – kończył.