Jan Urban realizację selekcjonerskich obowiązków zaczął już w piątek, dzień po oficjalnym przedstawieniu go na konferencji prasowej przez Cezarego Kuleszę. I to nie sam: Jacek Magiera, jeden z członków jego sztabu, oglądał mecz inaugurujący ten sezon ekstraklasy, czyli starcie Jagiellonii i Termalicą, zakończone sensacyjną wygraną beniaminka.
Równie niespodziewany wynik padł parę godzin w Poznaniu, gdzie Lech przegrał z Cracovią. Tu Urban wybrał się już osobiście i… nie mógł mieć pozytywnych spostrzeżeń. Gole strzelali wyłącznie cudzoziemcy, a Mateusz Skrzypczak i Michał Gurgul – kandydaci do reprezentacyjnego sprawdzenia – nie zachwycili.
Na sobotę Jan Urban zapowiadał wizytę na meczu Widzew – Zagłębie. W niedzielę zaś – właśnie przy Roosevelta. To była – warto to odnotować – pierwsza jego wizyta na obiekcie w Zabrzu od chwili jego niespodziewanego zwolnienia w kwietniu. Miał wówczas spory żal do działaczy zabrzańskich o formę tego rozstania. Może dlatego – mimo zaproszenia – nie pojawił się jako gość na wieńczącym miniony sezon meczu z Koroną.
Tym razem dla selekcjonera – i jego małżonki – przygotowano w Zabrzu miejsce w loży VIP. Lektura składów wyjściowych wielkiej frajdy nie mogła mu sprawić: ledwie jeden Polak w jedenastce Lechii, pięciu – w Górniku.
Z pewnością satysfakcję sprawiła mu natomiast reakcja widzów. Kiedy stadionowy spiker ogłosił, że na trybunach obecny jest selekcjoner, trybuny eksplodowały radością. Gromkie „Jasiu, powodzenia” poniosło się po widowni Areny Zabrze; i to bez podziału na fanów gospodarzy i gości!
