– Brak awansu do fazy pucharowej Ligi Konferencji i zima spędzona w strefie spadkowej ligi to dla Legii katastrofa?
– Wszyscy w Legii zastanawiają się, o co właściwie chodzi. Kibice wspierają drużynę, przychodzą na stadion, bo zazwyczaj są na trybunach. A potem piłkarze wychodzą na boisko, jakby nie wierzyli do końca w siebie. Trener Iñaki Astiz to fajny gość, były piłkarz Legii, ale został trochę pozostawiony samemu sobie. Prezes Mioduski inwestuje w akademię, daje pieniądze, ale jednocześnie, zwalniając trenera, w ogóle nie zatrudnił nowego. Niby Inaki jest szkoleniowcem tymczasowym, który… w zasadzie tymczasowym nie jest, bo prowadził zespół aż do końca rundy. Wszyscy zakładają, że gdy przyjdzie Marek Papszun – fachowiec i warszawiak – drużyna zacznie wygrywać. Całe zamieszanie wokół jego osoby nie było przyjemne ani dla niego, ani dla Rakowa Częstochowa, ani dla Legii. To splot wielu, wielu złych decyzji. Edward Iordanescu, gdy zobaczył zawodników, był niezadowolony, nagle pojawił się temat reprezentacji Rumunii, ofert z Zachodu… Tego nie rozumiem. Legia nie może być traktowana jak klub przejściowy – ani przez trenerów, ani przez piłkarzy.
– Czyli Astizowi nikt nie pomógł?
– Zawodnicy, którzy chcą grać w Legii, muszą wiedzieć, gdzie są i w jakim klubie występują. Tymczasem dyrektorzy sportowi zamiast siedzieć na ławce i pomagać Astizowi, oglądają mecz z trybun. Co gorsza, jeden z nich udziela wypowiedzi, w których atakuje zawodników, których sam – można powiedzieć – sprowadził. Kompletnie tego nie rozumiem. Nikt nie odbierze Frediemu Bobiciowi kariery i sukcesów, ale dyrektor sportowy nie może pozwalać sobie na takie słowa. To jest skandal i powinny być konsekwencje. Chyba że zrobił to celowo, żeby ktoś go „odstrzelił” z Legii.
– „Kicker” pisał, że interesuje się nim Hannover 96, ale Bobić zdementował te informacje.
– No to prezes Mioduski nie powinien pozwalać sobie na sytuację, w której jest atakowany, mimo że buduje akademię, ma wpływ na europejską piłkę, był w jakiś sposób zaangażowany w powstanie Ligi Konferencji i dokłada do tego własne pieniądze. Przypomnijmy też, co było wcześniej – napuszczanie kibiców na prezesa, wyrzucenie legendy Legii, Jacka Zielińskiego. Od pewnego czasu panuje tam jeden wielki chaos. Powstał taki kocioł, a z niego zupa tak niestrawna, że nie da się jej „zjeść”.
– Marek Papszun pomoże?
– Pamiętamy początek sezonu, gdzie był Raków Częstochowa – praktycznie na miejscu Legii – i jak się odbił. Mógł zostać liderem Ekstraklasy. Niedawno pokonał go inny charyzmatyczny trener. Zawsze mówiłem, że w tej chwili są w Polsce tylko dwaj trenerzy, którzy pasują do Legii Warszawa. Pierwszy to oczywiście Marek Papszun. Drugi to Leszek Ojrzyński – również charyzmatyczny, wychowany tutaj.
– A gdy zapytam o Miletę Rajovicia, to też pan na nim suchej nitki nie zostawi?
– On za bardzo chce, za bardzo się spina. Boję się, że jeśli trafi do klubu – w Polsce czy za granicą – gdzie będzie spokój i dobre zarządzanie, zacznie strzelać gole i wtedy będziemy żałować, że oddaliśmy go tylko po to, by się „odblokował”. Presja jest ogromna – kibice, media, wszyscy już go atakują. Przyznam, że sam jestem trochę zażenowany tym, jak piłka mu czasem odskakuje, jak nie potrafi wykończyć sytuacji, ale to siedzi w głowie. To stres. A trener, który przyjdzie do Legii – jeśli to będzie Marek Papszun – porozmawia z nim w cztery oczy, spojrzy mu w oczy i oceni, czy się nadaje. Takie rozmowy czekają każdego zawodnika jeszcze przed świętami.
– Czy Papszun przeprowadzi selekcję negatywną?
– Na pewno. Trener będzie wiedział, kto wytrzyma presję i wymagania. Każdy piłkarz będzie miał jasno określoną rolę i zadania. Nie będzie biegania po boisku tam, gdzie się komu podoba. Teraz widać, że zawodnicy za bardzo chcą, ale zapominają o swoich podstawowych obowiązkach. To jak z zarządzaniem – każdy chce gotować tę zupę, wszyscy wrzucają do niej składniki, aż w końcu nie da się jej zjeść. Tak samo jest na boisku. Każdy musi robić swoje. Tylko tyle i aż tyle.