CAŁA ROZMOWA W MATERIALE WIDEO ORAZ NA KANALE YT SUPER EXPRESS SPORT.
Michał Skiba, Przemek Ofiara: Natknęliśmy się na sondaż sprzed dwóch–trzech lat, w którym Robert Lewandowski był numerem jeden w odpowiedzi na pytanie: „Kogo ze znanych Polaków zaprosiłbyś na Wigilię?”. W najnowszych badaniach 26 procent młodych ludzi wskazało go jako autorytet. Oni wiedzą, co robią?
Sebastian Staszewski, autor książki "Lewandowski. Prawdziwy": Myślę, że po jej lekturze odsetek osób chcących zaprosić Roberta na Wigilię mógłby się zmniejszyć. Bo Lewandowski jest postacią niemal baśniową – kimś, kto wyrósł ponad polskie realia i stał się symbolem, z którym każdy chciałby się spotkać, porozmawiać czy zrobić zdjęcie. To ta „magia” Roberta. Ale prawdziwego człowieka za tą fasadą tak naprawdę nie znaliśmy. Mnie też się wydawało — podobnie jak tobie, choć znasz Roberta od lat — że wiemy o nim sporo. Dopiero podczas pracy nad tą książką zorientowałem się, że widzieliśmy tylko jego zewnętrzną powłokę. To, co znajdowało się pod nią, było kompletnie nieznane. I to właśnie chciałem pokazać. Dlatego ten „prawdziwy Robert” z tytułu — zwyczajny człowiek, nie piłkarz — to ktoś zupełnie inny niż medialny bohater. I szczerze mówiąc, nie jestem pewien, czy byłby osobą, z którą przeciętny Polak spędziłby miłe, swobodne kilka godzin. Robert jest zamknięty w sobie, introwertyczny, pozbawiony empatii, nie ma szczególnego poczucia humoru i nie przepada za śmianiem się z samego siebie. A to jednak cechy, które przy wigilijnym stole mogą być pożądane. No i na dodatek prawie nie pije alkoholu, co — jak wiemy — też mogłoby utrudnić niektórym dobrą zabawę.
– Ciekawe, czy przy jego rygorystycznej diecie, on teraz przetrwałby w ogóle dwanaście potraw...
– Zwłaszcza gdy Ania byłaby w pobliżu. Robert wypracował sobie mechanizm, który blokuje pokusy typu: „zjedz jeszcze dwa pierogi” albo „spróbuj kawałeczek sernika”. To fakt. A gospodynie mogłyby poczuć się urażone, gdyby odmawiał kolejnych świątecznych potraw.
– Cała piłkarska Polska czyta, że Lewandowski to człowiek z zimnej krwi, a my zastanawiamy się, czy jego historia byłaby zupełnie inna, gdyby do takiego kraju jak Hiszpania trafił wcześniej?
– Gdy Robert odchodził z Lecha, to miał wiele ofert, bo poza Blackburn była też Genua. I oczywiście Borussia. Robert powiedział mi w trakcie jednej z rozmów, że Niemcy go jeszcze bardziej zakonserwowały w tym braku zaufania, dystansie, chłodzie. Bo to jest taki kraj. Więc kiedy introwertyczny Robert wyjechał do Dortmundu, to introwertyczni Niemcy sprawili, że ten stan się pogłębił. Może gdyby pojechał do Włoch, to bardzo szybko nastąpiłoby przełamanie, bo jednak Włosi i Hiszpanie są bardzo bezpośredni. Nie wiem, jak to by było w Anglii. To nie jest kraj ludzi bardzo wylewnych. No chyba, że po kilku pintach piwa...
– Jednak słynną historię o tym, że wybuch wulkanu zastopował jego transfer do Blackburn Rovers obalasz. Jak było?
– Rozmawiałem z Samem Allardycem, który był wtedy menadżerem Blackburn, ale też z ludźmi, którzy byli zaangażowani w te negocjacje od strony polskiej i z samym Robertem. I on przyznaje wprost, że do żadnej Anglii nie chciał iść. Podobnie było zresztą z Włochami. Gianluca di Marzio, bardzo znany dziennikarz, napisał książkę, w której opisuje cały proces, jak Genua nie pozyskała Roberta. I też okazuje się, że jest tam pełno jakichś takich przeinaczeń, bo Genua chciała pozyskać Lewandowskiego, ale jak on zobaczył bazę włoskiego klubu i tynk odpadający ze ścian, to szybko wrócił do Poznania.
– Wtedy jednym z głównych opiekunów Roberta był Cezary Kucharski. Czy istnieje szansa, że Lewandowski i Kucharski dojdą kiedyś do porozumienia?
– Nie wierzę w to, że się pogodzą, bo pewne sprawy zaszły za daleko. Oni wbrew pozorom w niektórych kwestiach są swoim lustrzanym odbiciem. I taka zawziętość z jednej i z drugiej strony, moim zdaniem uniemożliwia pojednanie.
– Widzieliśmy, że premierę książki opuścił z dwoma egzemplarzami. Może szykuje prezent świąteczny...
– Byłem zaskoczony, kiedy wiele osób mnie pytało czy Kucharski też będzie w tej książce. Na Boga, jak mogłoby nie być w tej książce człowieka, który znalazł Roberta na hali w Pruszkowie, pomagał mu podejmować dobre decyzje. Cezary Kucharski robił naprawdę dobrą robotę. Jak widziałem złość, wściekłość takich ludzi, jak prezes Bayernu Karl-Heinz Rummenigge i szef BVB Hans-Joachim Watzke... To skoro nie lubili go szefowie tych najważniejszych klubów, w których był Robert, to znaczy, że musiał cholernie dobrą robotę wykonać. Walczył o "Lewego" jak lew. Niemcy czasami te jego metody nazywali bandyckimi. A na końcu efekt był taki, że Robert został najlepiej opłacanym piłkarzem w historii Bundesligi i zrobił to razem z Cezarym Kucharskim.
– A wiemy, że Robert lubi wygrywać wszędzie.
– I wydaje mi się, że to jest klucz do zrozumienia Roberta Lewandowskiego. Ma obsesję wygrywania i gdybyśmy z jakimiś specjalistami porozmawiali i ustalili, że jest taka jednostka chorobowa, że jest takie sformułowanie medyczne, to ta obsesja wygrywania u Roberta na pewno istnieje. Wielu rozmówców w tej książce pokazuje mi obraz Roberta, który na każdym polu chce zwyciężać. Czy to podczas gry w tenisa stołowego, czy również na torze kartingowym, gdzie wyścigi są "dla zabawy". O piłce już nie mówię. Tak samo jest na sali sądowej. Robert ma takie poczucie, że chce być górą, że to jego powinno być zawsze na wierzchu.