Gdyby na ławce rezerwowych można było się „sztachnąć”, portugalski selekcjoner pewnie wiele razy sięgałby po kolejne papierosy. Zwłaszcza w drugiej połowie, bo przed przerwą mógł oklaskiwać akcje swych podopiecznych, a przede wszystkim – gole Arkadiusza Milika i Roberta Lewandowskiego.
W przerwie w polskiej szatni atmosfera samouspokojenia była jednak zbyt wielka – co przyznał Jan Bednarek, a selekcjoner najwyraźniej tego nie zdiagnozował. Stąd też w drugich 45 minutach Santosowi pozostawała jedynie bezsilna złość. Wiele razy – nawet jeszcze przy korzystnym dla nas wyniku – rozkładał ręce.
Próbą zmiany obrazu spotkania były zmiany przeprowadzone w 65 minucie. Wydawało się, że przyniosą one pożądany skutek: to przecież rezerwowy Jakub Kamiński – przy udziale Roberta Lewandowskiego – skonstruował najgroźniejszą polską akcję po przerwie. Sytuacja była stuprocentowa, ale kierowana do Sebastiana Szymańskiego piłka nie trafiła ostatecznie do siatki. Fernando Santos – przez parę sekund w napięciu oczekujący na efekt akcji – ostatecznie wymownie złapał się obiema rękami za głowę…
A potem z każdą kolejną minutą reagował – na zmianę – wściekłością i frustracją na poczynania podopiecznych i tracone przez nich gole. Na koniec pozostał mu tylko smutny spacer w kierunku szatni. Z głową głęboko spuszczoną...
Listen on Spreaker.