Niedzielny remis stawia pod ogromnym znakiem zapytania bezpośredni awans do finałów EURO 2024. Są oczywiście jeszcze szanse, ale raczej iluzoryczne i wymagające pomyślnego układu wielu wyników w naszej grupie – na czele z wygraną Biało-Czerwonych z Czechami. - Mamy pozamiatane – mówi więc król strzelców mistrzostw świata 1974.
„Super Express”: - Wypada zacząć od „dzień dobry”. Ale czy na pewno to dobry dzień po remisie 1:1 reprezentacji z Mołdawią?
Grzegorz Lato: - A ja myślę, że Polacy powinni być zadowoleni. Nie z meczu, tylko z głosowania.
- O polityce pan chce rozmawiać?
- A czemu nie? Przecież chodzi o to, by wszystkim nam się lepiej żyło. Wszyscyśmy kiedyś zdecydowali, że chcemy być w Unii Europejskiej. Więc teraz należą nam się pieniądze z KPO – dla samorządów i dla nas wszystkich. Może je w końcu dostaniemy?
- Polityka – ważna rzecz, a futbol – najważniejsza z tych nieważnych. Ale ja bym wolał o futbolu pogadać…
- A tu komentarz jest krótki: jestem tak samo zawiedziony, jak miliony kibiców reprezentacji. Mamy pozamiatane w tym momencie. Czesi – poza meczem z nami – mają przecież w zanadrzu spotkanie z Mołdawią. I nie wyobrażam sobie, że go nie wygrają; nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę, że się męczyli z Wyspami Owczymi.
- No chyba że my ich „zgasimy mentalnie”, wygrywając z nimi w Warszawie… Widzi pan na to szansę?
- Prawdę mówiąc – niespecjalnie. Czesi nam nie leżą – to po pierwsze. Po drugie – no słabo gramy, wszyscy widzieli… Ja wiem, że chłopcy przylecieli do kraju dopiero w sobotę, w przeddzień meczu, więc być może zakłóciło to nieco zaplanowany tryb przygotowań: regeneracji, odpoczynku, rozruchu przedmeczowego. Ale nawet mimo tych przeciwności zakładałem, że Mołdawian pokonamy. A oni – zwłaszcza w pierwszej połowie, którą najchętniej bym przemilczał – po prostu byli od nas lepsi. Agresywnie grali, krótko kryli, doskakiwali. Zależało im!
- A nam nie?
- Czy ja wiem? Może chłopaki – mimo wyniku w Kiszyniowie – mentalnie źle podeszli do meczu? „Mołdawia, gramy u siebie, jakoś to będzie”. No i „jakoś było” – na remis.
- Drugiej połowy też się musimy wstydzić, jak pierwszej?
- Po przerwie to był już inny mecz, z naszą przewagą. Ale w piłkę gra się na bramki, a nie na przewagi. Co z tego, że pięćdziesiąt lat temu na Wembley Anglia nas gniotła, skoro prała głową w mur? A nam wtedy wystarczył jeden wypad, jeden gol… Mamy dziś swoje problemy. Ogromne.
- Gdzie?
- W tych eliminacjach kiepsko bywało z obroną – a raczej z odpowiedzialnością za grę obronną. Jakieś podania w poprzek boiska, jakieś straty, groźne sytuacje dla rywali po stałych fragmentach gry…
- Patryk Peda nie będzie lekarstwem na naszą bez(o)bronność?
- To pytanie nie na ten moment. Za wcześnie. Trudno mi po dwóch meczach oceniać tego chłopaka. Zresztą nie tylko z defensywą jest kiepsko.
- A z czym jeszcze?
- Z atakiem. Z nieskutecznością.
- No tak, „Lewego” nie było...
- Pewnie by coś strzelił z tych okazji, które stworzyliśmy. Ale Robert Lewandowski ma dziś 35 lat i kto wie, co mu chodzi po głowie w sprawie przyszłości w kadrze. Zresztą nie tylko jemu: pewnie jest jeszcze paru innych, którzy się nad swoją reprezentacyjną przyszłością zastanawiają. Więc trzeba myśleć, jak ich zastąpić.
- No to widzi pan kandydata na następcę Lewandowskiego?
- Nie. Nikt mi nie wpadł w oko. Zresztą generalnie jakoś nie było tu „wygranych” tego dwumeczu.
- A Milik jak wkurzał nieskutecznością, tak wkurza dalej?
- Chłopak ma sytuacje, dochodzi do nich, ale nie trafia… Musi się przełamać, bo szkoda rezygnować z jego talentu.
- Wierzy pan w misję Michała Probierza?
- Wierzę. Dajmy mu tylko czas.
- Jest lepszy w swych wyborach i działaniach niż Santos?
- Nie ma porównania. Przede wszystkim za jego sprawą chyba jest lepsza atmosfera w drużynie. A na tym można zacząć coś budować. No i żyje meczem.
- Esteci piłkarscy powiedzą, że trener nie powinien biegać wzdłuż linii, krzyczeć i machać rękami…
- Eee tam. To ma siedzieć na ławce jak mumia, jak to było w przypadku Santosa? Czasem, żeby pobudzić chłopaków, trzeba takiej dawki energii zza linii.
- Ale Kazimierz Górski jednak był raczej stonowany w swych reakcjach!
- Ale żyli jego współpracownicy: Andrzej Strejlau, Jacek Gmoch. Widzieliśmy, że biegają do linii, że mają nam coś do przekazania.
- Rozmawiamy w przeddzień 50. rocznicy „zwycięskiego remisu” na Wembley. Żyje pan wciąż tym meczem?
- Fajne wspomnienia. Ale najwyższa pora, by 70-letnich dziadków już odłożyć na półkę (śmiech). Niech w końcu młodzi coś zrobią. Czas na zbudowanie drużyny na eliminacje mistrzostw świata jest krótki, a zadanie bardzo trudne. Ale może Probierzowi się uda?