Michalczewski wyszedł na ring oczywiście do piosenki "Eye of the Tiger". Jego rywalem był Levente Kiss, trzykrotny mistrz Węgier w wadze ciężkiej, który we wrześniu wystąpi na mistrzostwach świata w Liverpoolu. Panowie boksowali na dystansie trzech jednominutowych rund.
Michalczewski o powrocie na ring po 20 latach: To była zabawa, tego się nie zapomina
- To była zabawa, nie czułem żadnego stresu. Zresztą trudno żeby było inaczej, skoro robiłem to całe życie. Tego się nie zapomina. Popykaliśmy trochę, było wesoło, ale muszę przyznać, że ten Kiss jest bardzo dobry technicznie i ma czym uderzyć. Czy było fajnie? Podchodzę do tego lajtowo, najważniejsze, że ludziom się podobało. Było kilka tysięcy kibiców, zgotowali mi niesamowitą owację - zdradził "Tygrys".
Michalczewski pojawił się w Budapeszcie na zaproszenie wieloletniego przyjaciela Istvan Kovacsa, byłego mistrza olimpijskiego, świata i Europy w boksie amatorskim oraz byłego zawodowego mistrza świata federacji WBO w wadzie piórkowej. Aktualnie legenda węgierskiego pięściarstwa jest prezesem tamtejszego związku.
Michalczewski oraz Kovacs boksowali razem w barwach niemieckiej grupy Universum i znają się jak łyse konie.
- Nie mogłem nie skorzystać z takiego zaproszenia. Istvan to był mój najlepszy kumpel w Universum, zrobiliśmy razem wiele zwariowanych rzeczy, o których lepiej głośno nie mówić (śmiech) - zaznaczył "Tygrys", który na Węgrzech jest również bardzo popularny. - Boksowaliśmy w jednej grupie, często na tych samych galach, więc gdy na Węgrzech pokazywali walki Istvana, to pokazywali też moje. W efekcie zrobiłem teraz w Budapeszcie setki zdjęć z kibicami. Fajnie, że mogłem im sprawić taką przyjemność - dodał.
Michalczewski o popularności na Węgrzech: Zrobiłem setki zdjęć z kibicami
Na obchodach poza Michalczewskim pojawiło się wielu innych znamienitych gości, na czele z legendarnym kazachskim pięściarzem Giennadijem Gołowkinem. Byli też szefowie federacji IBF i WBO oraz prezydent World Boxing, czyli organizacji, dzięki której boks pozostał w programie igrzysk olimpijskich.
- Jak Gołowkin przychodził do Universum, to ja już byłem mistrzem świata. Wiedział, kto rządzi na sali i kto jest największą gwiazdą (śmiech). W Budapeszcie poznał mnie od razu, podszedł, przywitał się, trochę pogadaliśmy. Zrobił niesamowitą karierę, choć u nas w Universum stwierdzili, że jest za słaby. Czasami i tak bywa - zakończył.