- Reprezentacja Polski wraca do kraju po dramatycznym meczu z Maltą, który zakończył się zwycięstwem 3:2.
- Piłkarze zderzyli się z zimową aurą w Warszawie, a do kraju przyleciała tylko część kadry, m.in. legioniści i członkowie sztabu.
- Mecz z Maltą, który miał być formalnością, okazał się festiwalem błędów i szczęśliwym zwycięstwem w końcówce.
- Dowiedz się, którzy piłkarze wrócili do Polski i jak wyglądała ich podróż z upalnej Malty do zimowej Warszawy!
Zderzenie z rzeczywistością. Z upału wprost na mróz
Piłkarze spędzili noc na Malcie, gdzie temperatura przekraczała 20 stopni Celsjusza. We wtorek przed południem wylecieli do Polski, by zderzyć się z zupełnie inną aurą. Na warszawskim lotnisku przywitał ich chłód i temperatura oscylująca lekko powyżej zera. Ta ogromna różnica temperatur była symbolicznym odzwierciedleniem nastrojów – po gorącej i nerwowej atmosferze na boisku przyszedł czas na chłodną analizę słabego występu.
Przeczytaj także: Nagrali, co Robert Lewandowski zrobił tuż po meczu z Maltą. Wymowne sceny!
Do kraju przyleciała jednak tylko garstka zawodników. Większość reprezentantów, grających na co dzień w zagranicznych klubach, rozjechała się bezpośrednio z Malty. W Warszawie pojawili się legioniści: Kacper Tobiasz, Bartosz Kapustka i Paweł Wszołek, a także Przemysław Wiśniewski i Kamil Grabara. Tobiasz i Kapustka, ubrani w prywatne stroje, próbowali wtopić się w tłum, unikając medialnego zgiełku. Kibice mogli zauważyć jednak, że rzeczy transportowali w markowych, drogich walizach. Z kadrą wrócili również członkowie sztabu, w tym Jan Urban i Jacek Magiera, którzy cierpliwie rozdawali autografy nielicznym kibicom.
Horror, błędy i szczęśliwy gol. Tak Polacy męczyli się z Maltą
Mecz z Maltą miał być formalnością, a okazał się drogą przez mękę. Reprezentacja Polski po niewyobrażalnym horrorze i festiwalu błędów pokonała Maltą 3:2. Choć początek nie zwiastował katastrofy, a prowadzenie dał nam Robert Lewandowski po asyście Piotra Zielińskiego, fatalne błędy w obronie pozwoliły Maltańczykom na strzelenie historycznego gola jeszcze przed przerwą.
Po zmianie stron nadzieję przywrócił Paweł Wszołek, ale prawdziwy dramat rozegrał się po 60. minucie. Karol Świderski trafił do siatki na 3:1, jednak po bardzo długiej analizie VAR sędzia podjął szokującą decyzję. Okazało się, że w akcji poprzedzającej gola doszło do faulu w polskim polu karnym. Arbiter anulował gola dla Polski i podyktował "jedenastkę" dla Malty, którą rywale pewnie zamienili na bramkę. Wynik 2:2 był już otwartą kompromitacją, a przed porażką ratowała nas jeszcze interwencja Bartłomieja Drągowskiego. Ostatecznie zwycięstwo w 85. minucie zapewnił szczęśliwy strzał Piotra Zielińskiego, który uratował honor biało-czerwonych.